niedziela, 27 grudnia 2009

...po świętach...

Zaklęta w komercję...w Last Christmas by Wham...w Coca- Colę , bez której nie wyobrażam sobie Świąt...myślałam do tej pory, że w moim życiu te kilka dni to kicz i tandeta.
Nadal lubię te dwie rzeczy...przepraszam...a może i nie! Nie! Wcale nie!
Czuję się całkiem nieźle z moim kiczem piosenki świątecznej i szklanką Coca-Coli, koniecznie z lodem,mimo mrozu.

Wiecie co? Wszystko się odmieniło, gdy poznałam małego Elfa- Sara ma na imię, a jest to moja córka. W tym roku Święta były dla niej...były czymś magicznym i wspaniałym mimo całego tego tandeciarstwa wokół nas...bo były poświęcone jej...naszej księżniczce.

Choinka w domu moich rodziców przybrała kolorowy mikołajowo, gwiazdkowo, dzwoneczkowo, reniferowy kształt...z dodatkiem zapachu pierników które piekłam dwie noce z rzędu (Brońcie mnie przed kolejnym takim pomysłem przed następnymi Świętami!) , ze smakiem cukierkowych laseczek sztuk dziesięć- znów tandeta amerykańska? No nic, nie ważne, była piękna.

Dziś jesteśmy już w domu,święta minęły, a Elfik dalej czeka na zęby... .
Ja zabieram się do pracy nad sobą, nad studiami, fotografiami, grafikami i kompletuję mój rachunek sumienia...z tego roku... postanowienia? Nie wiem... czy warto je zakładać..chyba nigdy ich nie realizuję...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz